środa, 10 grudnia 2014

Relacje z akcji na stację i most w noc sylwestrową 1942/43

Zdjęcie amatorskie pochodzące z Galerii Przeszłości. Grupka młodzieży na tle stacji w Ruskich Piaskach w latach sześćdziesiątych XX wieku

Adam Piotrowski „ Dolina”
Akcja Ruskie Piaski w noc sylwestrową 31 grudnia 1942 roku
w: Jerzy Jóźwiakowski: Armia Krajowa na Zamojszczyźnie; Lublin 2007, Norbertinum, wyd. 2 popr. t.1, s.207
W związku z nasilającą się na Zamojszczyźnie w grudniu 1942 r. akcją wysiedleńczą nasz komendant „Adam” wydał oddziałom dywersyjnym rozkaz do przystąpienia do szeregu akcji.
W okresie tym byłem dowódcą plutonu dywersyjnego, liczącego około 40 żołnierzy, w skład którego wchodziły dwie drużyny: jedna - na terenie wsi Gruszka Zaporska, druga - na terenie Sułowa i okolic.
W ostatnich dniach grudnia otrzymałem rozkaz od mego bezpośredniego przełożonego ppr. Podkowy (Tadeusz Kuncewicz): zniszczyć most kolejowy w Ruskich Piaskach oraz urządzenia na stacji kolejowej. Czas akcji – noc sylwestrowa 31 grudnia 1942 roku. Do działania zostają mi przydzieleni jako zastępca plut. „Osa” (Wincenty Kot) oraz miner-pirotechnik „Reja” (Michał Zawiślak, z Września starszy bosman marynarki wojennej). Z uwagi na trudne warunki zimowe, panowały wówczas silne mrozy, i konieczność utrzymania dobrej łączności, do akcji wybrałem drużynę „Białego” z Sułowa, gdyż rozmieszczenie żołnierzy rozproszonych po rozparcelowanej Gruszce Zaporskiej uniemożliwiało szybką mobilizację drużyny. 30 grudnia jestem już w Sułowie. Kwateruję u „Siwego”. Zapoznaję go z oczekującym drużynę zadaniem i jeszcze tego samego dnia wieczorem dokonuję przeglądu drużyny i broni. Przygotowujemy dwa rkm, które zostają przestrzelane. W akcji bierze udział około 20 żołnierzy. Wcześniejsze rozpoznanie terenu naszego działania przeprowadza placówka w Ruskich Piaskach.
31 grudnia po zapadnięciu mroku, zarządzam zbiórkę oddziału, dokonuję przeglądu, zapoznaję z oczekującym nas zadaniem i ubezpieczonym marszem opuszczamy Sułów. Za materiał wybuchowy mają służyć „Rei” 2 pociski artyleryjskie kalibru 150 mm. Materiał bardzo kłopotliwy do transportu, gdyż idziemy pieszo po śliskich,
wydeptanych ścieżkach, a pociski, przywiązane do drąga, niesie dwóch żołnierzy. Nasze usiłowania zdobycia sań u gajowego nie dały rezultatu. Do s
tacji w Ruskich Piaskach docieramy około 23. Przed akcją zarządzam krótki postój. Jeszcze raz podaję cel naszego działania i rozdzielam zadania. „Osa” z patrolem izoluję załogę stacji i niszczy urządzenia stacyjne. „Reja” z ubezpieczeniem udaje się na most i zakłada miny, a ubezpieczenia terenu akcji udają się na swoje stanowiska. Ja, wraz z dwoma łącznikami, czuwam nad całością zadania. Rozpoczyna „Osa”. Wchodzi do pomieszczenia zawiadowcy i za chwilę słyszę pojedynczy strzał, a z drzwi wyskakuje „Osa”, wyrywa stojącemu na ubezpieczeniu żołnierzowi karabin i ponownie wbiega do kancelarii. Znów słychać strzał i z drzwi wypada ciemna postać. To uzbrojony w pistolet Niemiec, za którym wybiega wściekły „Osa”. Oddajemy za uciekającym kilka strzałów , ale jego postać szybko niknie w ciemnościach po drugiej stronie stacji. „Osa” ma skaleczoną dłoń i rozerwany pociskiem rękaw płaszcza. Okazało się, że po wejściu „Osy” do kancelarii jego pistolet zaciął się i w tym czasie Niemiec, osłonięty piecem, oddał do „Osy” pierwszy strzał. Przy okazji stwierdziłem, że rkm stojący na ubezpieczeniu nie działa. Usiłowania celowniczego strzelania do uciekającego Niemca spełzły na niczym, ponieważ silny mróz i niewłaściwy smar zrobiły swoje. „Osa” niszczy łączność telefoniczną oraz urządzenia stacyjne, a "Reja" udaje się na most. Dwa razy obchodzę rozstawione wokół stacji posterunki i kiedy po raz drugi zbliżam się do mostu, następuje silny wybuch. Pociski nie zawiodły! Z mostu wraca wraz z ubezpieczeniem "Reja", a ja ściągam z terenu pozostałe ubezpieczenia i już po 24 opuszczamy stację. Od "Rei" dowiaduję się, że również na moście miał wizytę Niemców. Dwóch uzbrojonych strażników kolejowych wracało z majątku na stację, lecz ostrzelani uciekl
i. Już bez żadnych przeszkód "Reja" ukończył pracę, detonując przymocowane do stalowych belek mostu pociski artyleryjskie za pomocą spłonki z granatu.
Przy opuszczaniu Ruskich Piasków przez oddział czekała mnie jeszcze jedna przygoda. W drużynie biorącej udział w dokonanej właśnie dywersji był jeden żołnierz miejscowej placówki, który przekazał nam wyniki wcześniejszego rozpoznania stacji. Ponieważ okazało się, że wracając może być rozpoznany przez kogoś z mieszkańców, prosił mnie o odprowadzenie go z ubezpieczeniem. Postanowiłem odprowadzić go sam, podczas gdy "Osa" z drużyną miał wyjść ze wsi, sprawdzić stan oddziału i czekać na mój powrót. Kiedy wracałem już do drużyny, usłyszałem głośną komendę "Osy": Chłopcy ognia!", i w moim kierunku posypały się gęste strzały. Momentalnie wskoczyłem do przydrożnego rowu, wołając o zaprzestanie ognia. Po chwili chłopcy, którzy rozpoznali mnie po głosie, przerwali ogień i
wreszcie zdrów i cały dołączyłem do oddziału.
Powrót do Sułowa odbył się już bez przeszkód i niespodzianek. Zmordowani całonocnym marszem i ciężkimi zimowymi warunkami, ale zadowoleni z dobrze wykonanego zadania, uczestnicy akcji rozeszli się do domów. Tego samego ranka ja , "Osa" i "Reja" saniami ruszyliśmy do Panasówki, gdzie mieściła się moja i "Osy" kwatera. "Reja" udał się dalej do Górecka.
Zadanie zostało wykonane. Działanie pocisku artyleryjskiego było na tyle skuteczne, że 1 stycznia 1943 r. przez Ruskie Piaski nie przeszedł żaden pociąg. Pasażerowie porannego pociągu osobowego zmuszeni byli do odbycia spaceru i dokonania przesiadki po drugiej stronie mostu.
Tej samej nocy "Wit" (Michał Wysocki) z żołnierzami ze Zwierzyńca zniszczył stację kolejową w Brodach, a "Most" (sierż. Czesław Jóźwiakowski, późniejszy szef oddziału leśnego "Podkowy") wraz z żołnierzami z Tereszpola pod dowództwem ppor. "Bruzdy" ( Stefan Krzaczek) zdewastowali stację w Krasnobrodzie. Uległa tam kompletnemu zniszczeniu wieża ciśnień, co przez długi czas sprawiało służbie kolejowej dużo kłopotu. Z akcji tej "Most", który wspólnie z nami kwaterował w Panasówce, powrócił z przestrzeloną dłonią. Poza ranami "Osy" i "Mosta" w żadnej z omówionych akcji strat w ludziach nie było.
W książce Dymy nad Zamojszczyzną (wydanie MON, "Tygrys", z sierpnia 1960 , s. 34-35) Wojciech Sulewski mylnie przypisuje akcje "Sylwestrowe" w Ruskich Piaskach i Krasnobrodzie gwardzistom "Starego" (Konstanty Masztalerz). Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że były one dokonane przez oddziały dywersyjne zamojskiego obwodu ZWZ-AK, co nawet sam Wojciech Sulewski potwierdza w następnej książce Lasy w ogniu (wyd.II, "Czytelnik", Warszawa, s. 147) pisząc, że akcje sylwestrowe 1942/43 roku na stacjach Ruskie Piaski, Szczebrzeszyn (Brody) i Krasnobród zostały przeprowadzone przez oddziały zamojskiego obwodu AK.
______________________

Michał Zawiślak "Reja"
Most i stacja kolejowa w Ruskich Piaskach
w: Jerzy Jóźwiakowski: Armia Krajowa na Zamojszczyźnie; Lublin 2007, Norbertinum, wyd. 2 popr. t.1, s. 209-210 W dniu 26 grudnia 1942 r. zostałem poinformowany przez dowódcę oddziału dywersyjnego AK por. "Podkowę" (Tadeusz Kuncewicz), że w noc sylwestrową nasz oddział podzielony na grupy, ma dokonać kilku akcji sabotażowych na linii kolejowej Lublin - Bełżec. W związku z tym przydziela mnie do oddziału por. "Doliny" (Adam Piotrowski), który ma za zadanie unieruchomić stację i most kolejowy w Piaskach pow. Zamość. Urządze
nia stacyjne mają być zdetonowane, a most - w miarę posiadanych środków - uszkodzony . O materiał wybuchowy mam się sam postarać, a lont i spłonki otrzymam w punkcie zbiórki w Sułowie.
Po odebraniu polecenia udałem się do gajówki Chelacin
, między Tereszpolem a Góreckiem, do gajowego Michońskiego. Odszukaliśmy granaty artyleryjskie 155 mm, z których dwa wzięliśmy na wysadzenie mostu, a jeden w celu sprawdzenia, czy samą spłonką da się sprowokować detonację, wysadziliśmy w powietrze. Granaty dowieźliśmy do Tereszpola Kukiełek, stąd przysłaną furmanką z granatami oraz z kapralem "Sosną" (Władysław Łazorczyk z Tereszpola Kukiełek) jako osłoną, udałem się do miejsca postoju ppor. "Doliny" w Panasówce.
Z Panasówki wyruszyliśmy furmanką 29 grudnia w składzie por. "Dolina", sierż. "Osa", kpr."Sosna", ja i furman. Droga ze względu na grudę, była fatalna, ale do miejsca zbiórki w Sułowie dotarliśmy szczęśliwie. 31 grudnia przeznaczyliśmy na wypoczynek, omówienie i przygotowanie się do wykonania zadania. Miałem w planie dokonanie dwóch wybuchów na moście, ale dostałem tylko 35 cm lontu, więc po uzgodnieniu z por. "Doliną"zdecydowaliśmy się na jeden wybuch.
Z Sułowa wyruszyliśmy o zmroku. Granaty były wiezione do rzeki Wieprz, skąd musieliśmy je nieść, bo furmanka z braku mostu nie mogła się przedo
stać na drugą stronę.. Tak dotarliśmy do Nielisza , gdzie dołączyło do oddziału kilku miejscowych członków organizacji. Transport granatów, ze względu na ich dużą wagę( po około 50 kg każdy) był uciążliwy. Przywiązaliśmy je do tyczek i nieśliśmy na ramionach. Ponieważ do celu pozostało jeszcze 8 - 10 km, a nie było mowy o przyspieszeniu marszu, por. "Dolina" zdecydował się zabrać furmankę w najbliższej leśniczówce. Po załadowaniu granatów szybko zdążaliśmy do celu. W chwili dojścia do stacji kolejowej Piaski wjechał pociąg osobowy do Lwowa. Korzystając z pewnego zamieszania, dowódca podciągnął oddział do budynków i po odjeździe pociągu przystąpiliśmy do działania. Po zajęciu stacji i mostu otrzymałem od dowódcy sygnał nakazujący dokonanie wybuchu.
Podeszliśmy w pobliże mostu, transportując pociski artyleryjskie. Po przymocowaniu granatów i założeniu spłonki z lontem kazałem się wycofać kpr. "
Sośnie", który był moją obstawą. To był błąd, bo przy cięciu lontu i wyjęciu zapałek, usłyszałem kroki na moście, z drugiej jego strony. Ponieważ przede mną paliła się żarówka, nic nie mogłem zobaczyć, zawołałem więc: "Halo!" W odpowiedzi usłyszałem : "Bahnschutzpolizei". Szybko wyciągnąłem pistolet i oddałem kilka strzałów w kierunku odgłosu kroków. Niemiec uciekł, również strzelając, ale prawdopodobnie on też pod światło nic nie widział, więc i mnie nie dostrzegł. Po tym wypadku przywołałem kpr. "Sosnę" i zwolniłem go dopiero w momencie zapalenia lontu.
Odskoczyliśmy wtedy około 100 metrów i przywarli do nasypu kolejowego. Wybuch nastąpił w około 20 - 25 sekund i spełnił swoje zadanie. Tak szyny kolejowe jak i szyny nośne dwutorowe zostały przecięte i poszarpane, a przejazd przez most uniemożliwiony. W tym czasie reszta oddziału zdemolowała urządzenia sygnalizacyjne, telefon,
semafory, zwrotnicę i wieżę ciśnień. Po wybuchu por. "Dolina" zarządził zbiórkę i odmarsz do punktu wyjściowego, gdzie omówił wykonanie zadania i rozwiązał oddział, polecając każdemu udać się do swego miejsca postoju.
Relacja niepublikowana, rch. AKZ.
W sylwestra od tego wydarzenia minie 65 lat, oni wkładali swój trud i życie, żeby następne pokolenia mogły się bawić w ten dzień.
Most w tym samym miejscu na Łabuńce ale nowy, bo ten zniszczony był drewniany, stacja ten sam budynek od początku.
5 stycznia 1943 r. Zygmunt Klukowski w dzienniku napisał:
Wczoraj i dzisiaj Niemcy mszcząc się za napad na Ruskie Piaski wyprawili ekspedycje karne do sąsiednich wsi; do Stawu Ujazdowskiego, do Krzaku, Nielisza, Deszkowic i. Innych. Wszędzie jest dużo zabitych. Teraz z kolei można spodziewać się odwetu ze strony partyzantów."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz